czwartek, 26 września 2013

5 Najlepszych śniadań przedszkolaka!

Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Czasami jednak również najwrażliwszy. Zwłaszcza kiedy mamy w domu niejadka, którego trzeba wyprawić do przedszkola na czas. Dzisiaj chciałabym się podzielić pomysłami na pięć pożywnych śniadań, które każde dziecko zje ze smakiem!

Kilka faktów:
- Dobrze skomponowane śniadanie zawiera po trochu z każdej z podstawowych grup żywności: białka, węglowodany, witaminy.
- Najbardziej i na najdłużej sycą białka: mięso, jogurt, ser biały itd.
- W zimie najlepiej jest podawać śniadania na ciepło.
- Każdy lubi jedzenie ładnie podane. Fajna nazwa może je również uatrakcyjnić.

1. Owsianka





Każdy dom ma swoją ulubioną wersję. Sezonowe owoce nadają jej niepowtarzalny smak, który wraca we wspomnieniach jako kwintesencja zmieniających się pór roku. W lecie podawana z borówkami z lasu, zimą pachnąca suszem i szczyptą orientalnych przypraw. Zawsze sycąca i pożywna. Nigdy nie gotowana na mleku.
Do garnuszka z gotującą się wodą wrzucamy nasze dodatki- tutaj kawałki brzoskwini i mrożone maliny- kiedy owoce zmiękną, zasypujemy je płatkami owsianymi i gotujemy zgodnie z opisem na opakowaniu (3 do 20 minut, zależnie od rodzaju płatków). Nakładamy na miseczkę i zalewamy zimnym mlekiem, dzięki temu jest od razu w temperaturze odpowiedniej do spożycia.
Proponowane dodatki na jesień:
- jabłko, cynamon, gożdziki
- daktyl, rodzynki, suszone brzozkwinie i śliwki
- banan, cynamon, kurkuma
Daktyl wkrojony do wody na owsiankę nada jej słodkości. Można też użyć miodku, syropu klonowego lub soku agawy.

2. Płatki jogurtowe i kakao



Wariacja na temat owsianki. Płatki ryżowe lub jaglane wypadają w tej kombinacji najlepiej. Jest to propozycja bardziej lekkostrawna.
W garnuszku z wodą gotujemy kawałki jabłka do miękkości, następnie dodajemy płatki i gotujemy kilka minut. Podajemy z jogurtem naturalnym i szczyptą cynamonu. Można polać małą łyżeczką syropu klonowego.

3. Omlet paryski z kawą zbożową



Nie wiem dlaczego, ale jajecznicy jeść nie będą za to omlet paryski jest ulubieńcem...
Roztrzepane jajko łączymy z wybranymi dodatkami. Ja użyłam brokuła z wczorajszego obiadu i kawałka pomidora. Dobra jest też wersja klasyczna z szynką i serem. Roztopienie odrobiny sera na wierzchu sprawia, że szkraby wpadają w szał. Dodajemy szczyptę soli oraz zioła  (pietruszka, koperek, oregano, rozmaryn, tymianek- wedle uznania ale nie więcej niż szczyptę).
Wylewamy na teflonową patelnię i powolutku smażymy z jednej a następnie z drugiej strony. Jeżeli woda z warzyw Was zaskoczy, to nie martwcie się tylko dajcie jej odparować na wolnym ogniu.
Duża ilość białka w tym śniadaniu powinna być zbalansowana odpowiednią ilością błonnika. Kromka chleba, wycięta foremką do ciastek w kształt serduszka, oraz kawa zbożowa powinny się tym zająć.

4. Tapas z kompotem owocowym



Czy Wasze dziecko też zjada kanapki warstwowo? Najpierw pożera szyneczkę, potem zlizuje masło a na końcu wcina zmaltretowaną kromkę chleba? Oto nieco czystsza wersja tego procesu. Na talerzu układamy elementy składowe kanapki: plasterek szynki, kilka kosteczek sera, paski ogórka, pomidora i innych ulubionych warzyw oraz chleb pocięty w kosteczki.
Dziecku w wieku szkolnym można to sprzedać jako "tapas" i nagle zdekomponowana kanapka urasta to rangi kulinarnego wydarzenia.

5. Śniadanie w drodze: muffinki z jogurtem pitnym



Czasami tak bywa, że życie nie sprzyja dobremu śniadaniu. Kiedy zaśpimy i musimy pędem wybiec z domu. Kiedy musimy zacząć dzień nieprzyzwoicie wcześnie z powodu jakiejś wycieczki, święta lasu  czy innej przygody. Kiedy mama ma ważne spotkanie i musi zadbać również o siebie. Albo wtedy kiedy nawali system, pęknie jakaś uszczelka czy wyskoczy trybik. Warto się na to przygotować i mieć w zamrażalniku kilka zdrowych muffinek śniadaniowych. Wystarczy je wsadzić do pieca na 10 minut (co w zasadzie robi się samo, podczas gdy my walczymy z odzieniem i szukamy zagubionych przedmiotów). Takie śniadanie można zjeść w samochodzie czy podczas spaceru. Aby dodać nieco białka, podajemy je z jogurtem pitnym.
Przepisów na zdrowe muffinki jest w internecie bardzo wiele. Wystarczy coś wybrać i upiec a potem zamrozić. Przepis na moje ulubione pojawi się na blogu już wkrótce.


Jakie są Wasze sprawdzone sposoby na śniadanie? Podzielcie się nimi w komentarzach!

Smacznego,

Kinga





czwartek, 19 września 2013

Robimy książeczki dla dzieci



Baza książeczki

Pomysł jest banalnie prosty, tani i szybki w wykonaniu: wkładamy pocztówki i naklejone na tekturkę wycinki do albumu fotograficznego i serwujemy maluchowi jako książeczkę.
Kilka uwag:
- Kupując album zwróćmy uwagę aby nie miał sztywnych, ostrych krawędzi. W tym wypadku tańsze zwykle są lepsze.
- Zwykle książeczki mają tylko kilka stron, można więc przeciąć album na pół przez środek uzyskując dwa cienkie.

1. Wiek: 0-1/ Odkrywamy



Książeczka w biało-czarne wzory
W pierwszych miesiącach życia dzidziuś widzi tylko obiekty znajdujące się bardzo blisko jego twarzy. Najlepiej widzi też kontrast, dlatego zajmie mu to kilka tygodni zanim zacznie rozpoznawać twarze rodziców i najbliższe otoczenie. W tym czasie warto wykorzystać książeczkę w biało-czarne wzory aby stymulować rozwój wzroku.
Pokazujemy niemowlęciu obrazek w odległości około 10-20 centymetrów od jego buzi, a kiedy "złowimy" jego spojrzenie, przesuwamy obrazek powoli w prawą i lewą stronę. Dziecko zaczyna wodzić wzrokiem za przesuwajacym się obrazkiem ćwicząc tym samym słabe mięśnie oka.
Można też trzymać obrazek przed dzieckiem nieruchomo przez kilka chwil. Wbrew pozorom jest to wspaniała zabawa! Ponieważ wzrok dziecka nie jest jeszcze skupiony,  biało-czarne linie wydają się falować. Kiedy wzrok dziecka nagle się skupi wtedy linie się zatrzymują, aby po chwili znów rozmyć się w drżeniu. Ta zabawa pomaga dziecku ćwiczyć skupianie wzroku i jest wyjątkowo atrakcyjna przez wiele tygodni kiedy dziecko staje się coraz sprawniejsze w "zatrzymywaniu" ruchu linii.
Taką książeczkę możemy razem "czytać" już z kilkudniowym noworodkiem. Pamiętajmy, że te gry mogą trwać tylko krótką chwilkę gdyż dla niemowlaka jest to duża stymulacja i niemały wysiłek.
Wykonanie:
Na tekturce o rozmiarach albumu (ja swój nieco przyciełam) rysujemy czarnym flamastrem linie, koła, zygzaki itd. Po włożeniu do albumu zabezpieczamy górną krawędź taśmą klejącą.

Kolorowa książeczka pełna niespodzianek
Z czasem okresy kiedy dziecko nie śpi wydłużają się. Zaczyna go interesować pewna doza stymulacji- słuchanie głosu mamy, leżenie na brzuszku, dotykanie różnych przedmiotów i czytanie (oraz oczywiśćie smakowanie) swoich pierwszych książeczek. Wtedy przyda się nieco bardziej kolorowa książeczka z przeróżnymi obrazkami. Możemy ją otworzyć przed maleństwem, kiedy leży na brzuszku, jako zachętę w podnoszeniu główki lub wyciąganiu rączek. Możemy pokazywać dziecku obrazki i opowiadać co na nich widzimy. Książeczka jest śliska i szeleści, daje więc masę dotykowych wrażeń.
Wykonanie:
Ja użyłam pocztówek, które dostaliśmy z okazji narodzin Tedka. Ładne i kolorowe obrazki w misie, tygryski i bociany stworzyły atrakcyjną dla oka kompilację. Górne brzegi należy zakleić taśmą klejącą aby dziecko mogło sobie w spokoju ślinić i gryźć.

2. Wiek: 1-3/ Poznajemy


U nas zaczęło się od psów. W pewnym momencie, około 10go miesiąca, Tedem zawładnęła obsesja na  ich punkcie. O pocztówki z psiakami nie jest trudno, więc kupiłam kilka podobizn słodkich do bólu szczeniąt z brokatowymi wstawkami. Wydrukowaliśmy też dwa zdjęcia jamników, bo to one były hitem jako że sąsiad posiada dwa. W tym okresie kierujemy się zainteresowaniami dziecka oraz rosnącymi potrzebami rozwijającego się słownictwa. Oto kilka klasyków:
- Zwierzęta ( ze wsi, afrykańskie, gady, ptaki, psy itd. )
- Kolory ( wszystkie razem, oraz każdy z osobna np. niebieskie przedmioty, czerwone itd. )
- Kształty ( same geometryczne, w różnych kolorach, w tym samym kolorze, przedmioty o danym kształcie)
- Literki ( książeczka a rzeczach na literkę 'a', cały alfabet itd. )
- Czynności ( pora spac, nocniczek, spacer itd. )

3. Wiek: 3-6/ Redagujemy


Pewna doza doświadczeń, zasób słów i świadomość własnego miejsca w świecie- oto doskonała baza dla rozwoju fantazji. Dziecko zaczyna własną opowieść o świecie, często "naginając" fakty aby odkrywać alternatywne scenariusze dla swoich doświadczeń. Teraz nasz maluch składa elementy otrzymanych od nas informacji we własne wariacje zgodnie ze swoim usposobieniem.
Dajmy mu szansę odkrywać przyjemności fantazji, niech samo zredaguje swoją książeczkę. Dziecko samo wybiera czym wypełni album, a następnie "czyta" go dla nas. Może nazywać przedmioty obecne na obrazkach, lub tworzyć opowiadanie na bazie pytań zadawanych przez nas. Ważne aby nie naciskać na dziecko, wytykając mu brak konsekwencji czy kłamstwo. To jest jego opowieść a my jesteśmy w niej gościem, uczymy się cierpliwie znosić nonsens i cieszyć radosnym zmyślaniem.


4. Wiek: 6-9/ Tworzymy



W wieku wczesnoszkolnym nasze książeczki wciąż okazują się adekwatne. Zachęćmy dziecko do tego aby samo napiało książkę, zobaczycie jak łatwo może się to przerodzić w pasję! Nudne pocztówki z wakacji stają się ilustracjami dla książki o florze i faunie Tatr. Za pomocą internetu dziecko może odszukać informacje, które chciałoby zawrzeć w swoim dziele, lub obrazki do wydrukowania. Tutaj wiele zależy od charakteru i zainteresowań dziecka, ale poczucie wartości płynące z tego typu projektu doceni większość małych autorów. Serdecznie polecam!

Kinga

czwartek, 12 września 2013

Korale koloru koralowego...

Moje córki wydarły się ze wszelkiej biżuterii. Nie chciałam kupować im niczego nowego, bo wszystko, co znajduję w sklepach (pomijając niezaspokojenie estetyczne), dokonuje żywota żałośnie szybko: wraz z jednym szarpnięciem małych rączek lub kłapnięciem paszczy. 

Zakładając, że czegoś zrobionego przez siebie własnoręcznie nie spróbują pożreć tak od razu (między drugim śniadaniem a obiadem), zaproponowałam im wspólne wykonanie korali makaronowych. Och tak, to taki banał, ale jakoś nigdy w mojej karierze przedszkolnej nie było mi dane takich wyprodukować. Zatem miałam straszną ochotę spróbować.

Zakupiłam makaron jak najbardziej dziewczynkowy: fiori czyli małe kwiatki. Pomalowałyśmy je dzień przed naszym planowanym debiutem w przemyśle biżuteryjnym.



Następnego dnia trzeba było oderwać przyschnięte koraliki (już nie makaron, bo właśnie akt  pomalowania nadal im rangę koralików) od tekturowych podkładek, na których wylegiwały się przez całą noc.



Nanizać cokolwiek na nitkę mogłoby być zbyt ciężko, dlatego użyłyśmy elastycznego drucika. Mimo iż przezornie zawiązałam na jednym z jego końców supeł, moim pociechom niejednokrotnie udało się wszystko zrzucić na podłogę (O, patrz mamo, kluski mają zjeżdżalnię !).



Zająć na dłużej dziewczynki jest prawie tak ciężko, jak nie nie piać z zachwytu nad makaronową biżuterią; szybko stwierdziły, iż zmęczyły się "pracą" i poprosiły o pomoc.

Rezultat zachwycił moje małe kobietki do tego stopnia,  że kiedy wieczorem muszą się rozstać z tym dziełem sztuki pop-art, wznoszą okropny wrzask protestu. O brzasku zaś, witają Różanopalcą Jutrzenkę, strojne w swe klejnoty (zakładają je zaraz po przebudzaniu).



A poważniej: jestem spełniona, bo spędziłyśmy miło czas malując, nazywając kolory i obserwując, że farby można mieszać, a nawlekanie klusek wymaga skupienia.

P.S. Zostały nam jeszcze koraliki, z których robię liczydło. Jeśli nie padnie ofiarą niszczycielek, to je kiedyś pokażę.

Paulina

czwartek, 5 września 2013

Wszycy jesteśmy ciężarowkami


Oczywiście nie chodzi o samochody ciężarowe, ale o przyszłe matki.

O tym, że przyszli ojcowie często przeżywają ciążę ze swoimi partnerkami wiadomo nie od dziś. Kiedy byłam w pierwszej ciąży oboje z mężem dostawaliśmy nudności na widok ryby w jakiejkolwiek postaci. Dotarło to do nas, kiedy mój kochany, aby uczcić pierwsze USG, postanowił upiec dla mnie pstrąga. Pstrąg byłby idealny, gdyby nie jeden defekt: był rybą! Dlatego, gdy tylko T. wyciągnął swoje dzieło z piekarnika i zaciągnęliśmy się jego aromatem, oboje pogalopowaliśmy w mdłościach do łazienki. Teraz "jesteśmy w ciąży" po raz trzeci, i tym razem nie psuje apetytu pana taty. Właściwie wręcz przeciwnie, bo szczęśliwie nie miewamy już mdłości, a jedynie sporą nadwagę. Na docinki teściowej, co do rozmiaru swojego brzucha współbrzemienny odpowiada: "Ale o co chodzi? Też jestem w ciąży!"

Tym razem jednak nie jest jedynym, który chce przywłaszczyć sobie przywileje mojej brzemienności.

Kiedy moja trzylatka dowiedziała się, że będę miała dzidziusia, przyjęła to bez cienia zdziwienia (jakbym dotychczas z tuzin dzidziusiów tam miewała), co więcej zakomunikowała, że i ona takowego w swoim brzuszku posiada. Na tym się jednak skończyć nie mogło, bo przecież w domu jest jeszcze dwulatka, która także z gorliwością potwierdziła u siebie "ciążę". Czemu miałoby mnie to zaskoczyć? Skoro znajomy chłopczyk począł Spidermana, kiedy jego mama oczekiwała dziecka,  moje dzieci nie mogą zostać w tyle.
Od tamtej pory dziewczęta odkrywają u siebie pełnię objawów brzemienności. Dzielnie wypinają brzuchy, żeby choć trochę upodobnić je rozmiarem  do mojego już dziewięciomiesięcznego. Nawołują się: złączmy brzuszki zobaczmy kto ma większy! Jakby tego było mało, nie jestem jedyną, która ma prawo do czułości . Za każde ofiarowane mi głaśniecie, czekają dwa wypięte pępki, aby otrzymać to samo. Na badaniu okresowym, kiedy lekarka żartobliwie spytała F., czemu ma taki gruby brzuszek, mała nie rozumiejąc zasadności pytania stwierdziła, że przecież siedzi w nim dzidziuś. Raz nawet F. zatrzymała się w czasie czasie zabawy ze zdziwieniem, żeby oznajmić, że otrzymała od swojego płodu kopniaka. I co najlepsze, nareszcie dziewczyny zjadają cały obiad, bo dzidziusia nakarmić trzeba: wtedy jest zadowolony i dostaje czkawki.

A co jeszcze dzidziuś robi w brzuchu?
F. (3l.): bawi się, gra w piłkę, ogląda telewizję (ciekawe stwierdzenie, jak na dziecko z domu, w którym nie ma telewizora), zajada kiełbaski no i czeka kiedy by tu wyskoczyć.
A. (2l.): pływa sobie w basenie, mówi łaa, łaa, łaa.
Czuję się wzruszona empatią moich pociech, tym, że potrzebują abym podzieliła się z nimi czymś tak bardzo intymnym jak oczekiwanie na dziecko. Mnie nie przyszło to do głowy, kiedy moja mama była w ciąży.

Dzidziuś wyskoczy niebawem, a dziewczyny w czasie pierwszych odwiedzin w szpitalu dostana swoje własne lalkowe dzieci, jako znak pomyślnego zakończenia "ciąż".
A mąż obiecał, że zgubi kilka kilogramów.
.
P.S. Przepraszam za "ciężarówkę " w tytule. Osobiście nie lubię bardzo, kiedy kobiety oczekujące dziecka nazywa się tym mianem; ani nawet ciężarnymi. Choć jest nam na tyle ciężko z balastem brzucha, szczególnie w trzecim trymestrze, że brzmi to chyba bardziej trafnie niż "stan błogosławiony".


Paulina